Dzień dwudziesty pierwszy

Wychodzimy skoro świt, bo wczoraj było gorąco.
Korzystając z dobrodziejstw automapy poszliśmy po raz przedostatni za jej poradą...czasami nie warto się trzymać szlaku, bo i tak wszystkie drogi prowadzą do Santiago.
Biegł kiedyś tędy oryginalny szlak Camino (okolice Resiella), potem jednak ludzie poprowadzili go przez wioski w dole, bo to biznes jest...
Camino idzie wzdłuż rurociągu z gazem oznaczonego słupkami. Jest stromo ale dla tego widoku warto.
W tle wijący się szlak, na pierwszym tle Tomuś ze śniadaniem w siatkach. 
Dla tej tęczy warto było...
Jesteśmy baaardzo zmęczeni.
Ale tęcza ładna.
Lubimy tęcze.
Panorama
Większa panorama
Tutaj zgubiliśmy się. Jak to z nawigacją...
Trzeba było schodzić w dół do nowego szlaku po omacku...
...ale zejście... ze 3 km ciągle w dół po asfalcie pod kątem... kolana wysiadają
Zeszliśmy i w przenośni i dosłownie.
Upragniony alberque. Nikogo nie było, ale na kartce na drzwiach był telefon do Hospitalero. Przyszła po kwadransie. Otworzyła. Podbiła paszporty, zakwaterowała cóż jeszcze do szczęścia...
No proszę nasi Amerykanie z Hawajów. Czołem panowie. Nadaliśmy sobie ksywki: ten z lewej to Kurt Kobain
Tutaj również spotkaliśmy Mariana i Asie z Koszalina, na zdjęciu po prawej stronie oraz dwie młode Niemki chyba z Berlina - strona lewa. Nasze pranie się suszy pod wiatą znajdującą się za plecami Tomusia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzień trzydziesty trzeci

Dzień dwudziesty czwarty