Dzień piętnasty

Jejku jak padało i wiało. Wiatr i deszcz od strony morza zacinał ostro z boku.
Tomuś teraz prowadzi. 
Ja się relaksuje.
Już nie leje ale wieje
Dla surferów czas żniw...
Po ciężkim dżdżystym dniu prywatny bardzo sympatyczny alberque. Tomuś zrobił porządne pranie. Pani przyniosła poukładane i pachnące. 
Polecam! Do Santiago już bliżej niż dalej. Jesteśmy za połową.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dzień dwudziesty czwarty

Dzień drugi